Tadeusz Konwicki – Mała apokalipsa
treść; początek powieści, zawiązanie się akcji, koncepcja podpalenia się przed Centralnym Komitetem Partii, postaci Huberta i Ryszarda, charakterystyka gł bohatera - jego zajęć, dotychczasowego dorobku literackiego; ważne cytaty
Jesień. Rano. Warszawa.
„Oto nadchodzi koniec świata” - pierwsze zdanie książki. Rozmyśla o śmierci, o przyjaciołach, którzy już umarli. Mozolnie, od wielu lat paleniem skraca sobie życie, chciałby się jakoś pożegnać z tym światem. Śniły mu się zęby. Jest dzieckiem spłodzonym przez starych dwunożnych rodziców.
Opodal Wisły. Widział wojnę i śmierć, i narodziny. Widział dobro i zło. Opisuje czasy stalinizmu. Modli się za swoich bliskich zmarłych. Jest wolnym anonimem. Jego wzloty i upadki, sukcesy i grzechy, filmy i książki gdzieś się zapodziały, schowały. Za oknem kobietom rozlało się mleko. On przypomina sobie, że jak był mały, to roznoszono mleko, a teraz już nikt tego nie robi. Ze swego okna widzi Pałac Kultury. Skończyły mu się papierosy, szuka ich po szufladach. Znajduje kartkę, która została częściowo zapisana, miała to być książka. Nie dokończył jej. Teraz po wielu latach ją ogląda. Ma ona motto ze starego magnata polskiego z XIX w.: „Jeżeli interesy Rosji na to pozwalają, chętnie zwracam uczucia ku swojej pierwotnej ojczyźnie.” Była8. Jechała kawalkada wozów milicyjnych, eskortują żywność dla działaczy partyjnych. Przyszli do niego goście – Hubert i Rysio. Odwiedzali go 2 razy do roku i zawsze ich odwiedziny przynosiły jakieś zmiany. Hubert miał ze sobą laskę i czarną teczkę. Dzięki nim podpisał dziesiątki tekstów skierowanych do reżimu. Kilka razy przez to stracił pracę, był pozbawiony praw obywatelskich, szykanowany. Hubert szwankuje na zdrowiu – stąd ta laska. Napili się czystej. Mało wychodzi z domu. Wypytują go czy coś pisze?- właśnie rozpoczął. Zawsze pisał o sobie, teraz chce o innych, żeby siebie zagłuszyć, zawsze czuł się egzaminowany. Włączył mały telewizorek. Przybysze żalą się, że zalewa ich sowieckie mieszczaństwo, że nikt nie czyta ich biuletynów i ulotek. Chcą by dziś o 8 spalił się pod gmachem Centralnego Komitetu Partii. Nie rozumie dlaczego to ma być on? Po przeanalizowaniu kandydatów, wyszło na niego. Ten incydent ma wstrząsnąć ludźmi, tu i za granicą. Jest on człowiekiem znanym nawet na Zachodzie. Życiorys jego i charakter pasują do przedsięwzięcia. Jego śmierć byłaby spektakularna! Hubert i Rysio należą do opozycji wobec reżimu. Bohater dziwi się dlaczego ktoś nie mógłby zapłacić skradzioną, nadludzką wielkością. Rządzący mają tak łatwo. Nie godzili się z tym, że część ludzi była za rządem, a udawała, że nie jest. Dręczy go, dlaczego to jego wyznaczyli na tę śmierć. Hubert mu odpowiada – ty żyjesz obsesją śmierci, jesteś z nią spoufalony, ty się jej nie powinieneś bać, dziś ma to zrobić o 8, bo wtedy skończą się obrady zjazdu partii, i delegaci z całego kraju wyjdą przed gmach. Dzwonek do drzwi. Jakiś pijak w drzwiach mówi, że rura pękła, wody nie będzie. Pijak chce kwadrans u niego w domu posiedzieć, ale poszedł stukać do sąsiadów. O 11 ma być na ul. Wiślanej 63, tam będzie Halina i Nadzieżda. Hubert pyta, kiedy przestał pisać. - Piszę. - Ale teraz piszesz swój testament, a beletrystykę? - 5, 7 lat temu. To było opowiadanie, wydał je w podziemiu. Bohater ma napisać tren żałobny, dzieło literackie do jednego czytelnika, ma napisać do końca. Ma przy swojej śmierci coś wykrzyknąć do tłumu. Palenie pod Kremlem coś znaczy, a tu pod CKP? Nic. Jeśli tego nie zrobi, będzie żył jak dotąd. Rysio też był artystą, ni to krytyk, ni filmowiec. Pisze prozę bez znaków przystankowych. Hubert kiedyś się powiesił w szafie. Zaszczuto go. Ale nie miał wprawy, przeżył. Mył się bo śmierć trzeba przyjąć jak komunię: na czczo i schludnie. Przyszedł facet odciąć gaz. W tym roku robili to już 3 razy. Można załatwić z kierownikiem żeby gaz był znowu, ale trzeba przemówić do jego ręki. Mówi, że nic nie chce, bo dziś umiera, dziś święto towar w sklepach, utworzyły się kolejki. Fachowiec od gazu wziął sobie jego śmierć jako żart. Nie da się partii śmiercią w takim dniu na złość zrobić. Daje mu swój zagraniczny płaszcz za darmo. Bohater ubrał się lekko, skromnie; ma krzyczeć, ale to dla niego wstyd, bierze ze sobą dowód osobisty – ważny z niego kod, kilka liter i rząd cyfr, takim go zna policja, urzędy, służba zdrowia. Na ulicy zgiełk, gra muzyka, słychać bęben wojskowy, wodzirej śpiewa po rosyjsku, w kamienicy obok mieszkał dygnitarz, który ciągle przebywa z peerelowskim bydłem. Bohater sądzi, że jego los splecie się z losem dygnitarza. Śledził jego tryb życia. Wyszedł na Nowy Świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz