Kobieta mówi, że go kochała. Wypowiada się ona w czasie przeszłym. Chciała popełnić samobójstwo. Jego proza działała na nią fizycznie. Tęskni ona za Moskwą; ma inne poglądy na rzeczywistość, świat. Nakłania go by pogodzili się z Rosjanami, przyjęli ich poglądy. On odpiera jej zarzuty. Nadzieja czuje się rozczarowana, nieszczęśliwa, coraz wybiega do swego pokoju; potem wraca i ociera oczy mokre od łez. Chce udusić bohatera za jego żarty, ale nie może tego zrobić przed czasem, przed spaleniem. Mówią, że wielu już to zrobiło. Nadzieja mówi, że jest on zwyczajny, że zwyczajność to cała jego siła, że zwyczajność ma zalety. Nadzieja pisze wiersze. Polacy żyją tak, jak im się każe żyć. Boh. Usiłuje wierzyć w Boga, jak wszyscy – podsumowuje Nadzieja. Chciałaby zabrać go na Ruś, by mógł szukać Boga – ale jest za późno. On czuje jej powab. Ona proponuje mu ucieczkę, ale kto wtedy zbawi świat? Nadzieja ma go za cynika. Boh – jestem pozytywnym cynikiem, dlatego się nadaje do tego dzieła. Nadzieja żałuje, że wcześniej się nie spotkali, że nie mogła wcześniej go poznać bliżej. On jej wciąż zarzuca, że go z kimś myli. Boh wszystkich nie lubi, mówi, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, dokucza jej. Ona bierze to za lek na ich miłość – robi to, by się jej wyrzec. Przytulają się. On dotyka jej piersi; ona jest naga pod wierzchnim ubraniem, które on nazywa ponczem lub habitem. Dzwoni telefon, to Halina, pyta, jaki on woli kolor kanistra, którego ma użyć do podpalenia: czerwony, żółty – wybrał niebieski. Pod oknem szli ludzie, nieśli transparent z hasłem: „Niech żyje 22 lipca 1999 r”. Boh chciał uciec z mieszkania, ma kaca. Nadzieja gniewa się, że w ogóle go spotkała, dziwi się czemu się zgodziła, ale on jutro będzie bardzo daleko, ale o to chodzi; w dobrym czasie się spotkali. Tyle ma jej do powiedzenia, ale się boh wstydzi; Nadzieja mówi, że wie, co on chciałby jej powiedzieć. Wyznaje ona, że dziś zobaczyła go 1 raz w życiu, że nigdy nie czytała jego książek, to był fart, że wzięła go za literata, zakochała się w nim w ciągu kwadransa, jak on w niej. Mają dla siebie jeszcze 7 godzin. Mówi mu, że już tam była, jest tam dobrze. Kiedyś w tajdze zamarzła, ale ją odratowano, proponuje, że pójdzie z nim na stos. Pojawia się Halina, nie mogą uciec; na dworze słońce, snieg, wicher, deszcz. Rozpuszczalnik z Nowej Zelandii ma. Nie wie boh, co ma ze sobą zrobić do 8. wziął kanister, o 8 pod Salą Kongresową, ona też będzie. Ciągle nie wiadomo jaka jest pora roku i jaka data. Boh w tym co robi nigdy nie był pierwszy, kaleka radzi mu, by wobec tego był ostatni. W telewizji ciągle pokazują zjazd partii. Wyszedł. Kanister mieści 5 litrów. Kolo niebieski – kolor niewiności. Na schodach spotkał się z Sacharem, przypomniał sobie boh jak Sachar wyrzucał go z partii – grupę wyznawców profesora marksizmu. Sachar jest teraz wolny, wrócił do filozofii. Wspominają spotkanie partyjne, co się jadło w przerwach. Radzi mu chodzić na spacery, wtedy można porozmyślać. Boh wyszedł na ulicę; most Poniatowski się zapadł. Przed boh stoi chłopiec z prowincji – cytaty, które malec mówi pochodzą z książek boh!, chłopiec umie je na pamięć, jest on ze Starogardu, przyjechał tu dla Boh. Poczęstował go jabłkiem. Chłopiec ten pisze prozę; wieczorami cała rodzina czyta książki boh, ojciec chłopaka twierdzi, że zna boh. Chlopiec nazywa się Tadzio Skórko, chce przez cały dzień towarzyszyć boh. Ale on nie pamięta jego ojca, chłopiec chce nieść kanister. Teraz już się tyle nie czyta. Halina woła za nim. Myślała, że zrezygnowali, zrobiło się przykro boh.
Hubert zasłabł w kinie „Wołga” - miał atak, jest umierający. Towarzyszył im piesek, który biegł za Haliną, a towarzyszył on Tadziowi. Znowu boh zatrzymało 2 milicjantów. Boh chce ich pobić, Halina zabrania! Zasalutowali mu i zapytali o drogę na plac Defilad. Boh zachowywał się arogancko sądząc, że jak go aresztują to wymiga się od samospalenia. Ale oni byli pokorni. Na przodzie szła Halina, dotarli do „Wołgi” - kiedyś się nazywało kino „Skarpa”. Hubert nie zostawił po sobie spuścizny, swoje zwłoki zapisał dla prosektorium Akademii Medycznej dla ćwiczeń młodych chirurgów. Pozostawić żywym mógł po sobie tylko 2 stare, wznawiane wielokrotnie recepty na łupież – maść i jakąś miksturę oraz zostało po nim 2 wstążki papierowe. Hubert „daje” też receptę na zaparcia, na wygranie w grze „oko” podaje sposób. Pod kinem stał spory tłum, chociaż seans już się rozpoczął. W sklepie mięsnym okno wystawowe wypełnia wielka liczba 50 zrobiona z kiełbas – z okazji 50lecia PRL. A te kiełbasy to atrapy. Sklep był zamknięty z powodu święta. Po drugiej stronie stali nietrzeźwi ludzie, czekali na taksówki, a taksówkarze tylko tych jednych pasażerów obsługiwali. Weszli do kina, a tam wystawa obrazów ministra kultury, członka Komitetu Centralnego. Obrazy oglądali sekretarze, Bezpieka, wiceministrowie. Pyta boh czy ktoś tu zaslabł. Minister poznaje boh, był on kiedyś klientem ministra, chce minister wypić brudenszaft, Lutek ma na imię, ale boh nie chce. Pyta biletera o człowieka, który zasłabł, a ten chce na boh nasłać milicję. Po chwili mówi, żeby się kierownika zapytali. W biurowym wnętrzu leżał na krzesłach Hubert. Rysio był przy chorym. Boh zna tajny numer do kierownika zmiany w pogotowiu. Wszyscy obecni znają, nr nie odpowiada. Zabili go. Zimno Hubertowi, byta boh czy idzie „tam”, ten, że się nie załamie. Hubert mówi, że go ubiegnie. Boh mówi, że jeszcze napisze tren na cześć śmierci Huberta. Halina chyba kocha Huberta. Jedzie karetka. Kierownik ją zawołał, mówiąc, że na premierze siedzi radziecki attache. Wiele przeżyliśmy przymrozków i odwilży, najważniejsze, żeby ludzie czekali. W telewizji sekretarze nasz,i radziecki wręczali sobie medali i całowali w usta. Przyprowadzono Bułata – artystę. Wchodzą sanitariusze i doktor. Do kliniki rządowej czy do zwykłego szpitala pyta doktor. Do rządowej; na ostry dyżur, wynoszą go. Boh nie obiecuje, jeszcze nie wie, czy to zrobi. Rozmowa z Bułatem. W tle leci film nakręcony przez Władysława Bułata, ale on nie chce iść. Cofają się obaj w ciemny korytarz; kiedyś się kolegowali. Boh pomógł mu, napisał kilka scenariuszy, wspominają jego pierwszą premierę; pierwszy jego film szkalował AK, środowisko do którego sam należał, potem zrobił film pamflet na elitę intelektualną; wszystko robił pod partię. Halina i Tadzio szukają boh. Widownia kocha Bułata. Polska walczyła, przegrała; Hubert namówił Bułata na inną drogę, chce on być teraz „ciężki” dla partii, na ile pozwoli mu cenzura; Hubert namawiał go, by przyszedł dziś z kolegami pod Salę Kongresową, dziś wieczorem. Bułat chce wiedzieć, po co? Mówią o twórczości boh – pisze teraz testament, nie wie, czy go dokończy. Władek mówi, by robił to, co chcą ludzie. Zgasło światło. Boh chce robić po swojemu, nie chce grać fałszywie. Świat, który go powołał rozsypał się w gruzy, teraz jest dekadencja. Boh jest chłopcem z prowincji; łaknie mężczyzn prawdziwych, z honorem, godnością, rycerskich, a wokół mężczyźni – kobietki w żabotach, takie kociaki. Wszystko go obraża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz