sobota, 24 maja 2014

"PROCES" - FRANZ KAFKA - rozdział 1 - 5

PROCES” - Franz Kafka


główny bohater – Józef K.

powieść nigdy nie została ukończona !!!

30 letni pracownik banku na stanowisku prokurenta, czyli pełnomocnika swojej firmy upoważnionego do działania w jej imieniu. Cieszy się uznaniem przełożonych


Rozdział pierwszy

Niezwykły poranek Józefa K. „Kucharka pani Grubach, jego gospodyni, przynosząca mu śniadanie codziennie około 8 godziny rano, tym razem nie przyszła. To się dotychczas nie zdarzało.” Zamiast niej pojawiają się w jego pokoju nieznani mężczyźni. Józef „mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany.” Na pyt., za co go aresztują, pada odp.: „Tego panu nie możemy powiedzieć.” „Wdrożono już dochodzenie i w swoim czasie dowie się pan o wszystkim.” Pyt. I wątpliwości Józefa: „Co to byli za ludzie? O czym mówili? Jakiej władzy podlegali? K. żył przecież w państwie praworządnym, wszędzie panował spokój, wszędzie prawa były przestrzegane, kto śmiał go we własnym mieszkaniu napaść?” Strażnicy Willem i Franciszek spożywają śniadanie K., przyniesione przez p. Grubach; przeszukują też pokój panny Buerstner, która sąsiaduje z K., i wynajmuje jak i on, pokój u p. Grubach. Wywołuje to oburzenie K. i wyrzuty sumienia, że stał się mimowolnie przyczyną naruszenia jej osobistej nietykalności. K. wyraża przypuszczenie, że zaszła pomyłka. „Jesteśmy tylko skromnymi funkcjonariuszami (…) - odpowiada strażnik – mamy tyle z pańską sprawą wspólnego, że musimy przez 10 godzin dziennie pilnować pana i za to nam płacą. Oto wszystko czym jesteśmy, tyle jednak potrafimy zrozumieć, że wysokie władze, którym służymy, informują się, nim zarządzą aresztowanie, bardzo dokładnie o powodach uwięzienia i o osobie uwięzionego. Nie może w tym zajść żadna pomyłka. Nasza władza, o ile ją znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, raczej wina sama przyciąga organy sądowe, które ją wówczas ścigają, jak mówi ustawa, i wysyłają nas, strażników. Takie jest prawo.” K. próbuje bronić się przed nadzorcą: „...cała ta sprawa nie może być bardzo ważna. Wnioskuję to z tego, że jestem wprawdzie oskarżony, ale nie mogę znaleźć najmniejszej winy, o którą można mnie było oskarżyć. Ale i to jest drugorzędna sprawa. Kto mnie oskarża? - oto zasadnicze pytanie. Jaka władza prowadzi dochodzenie? (…) W tych kwestiach żądam wyjaśnień i jestem przekonany, że po ich otrzymaniu najserdeczniej się rozstaniemy.” Usłyszał odp. „Nie mogę (…) bynajmniej powiedzieć panu, czy jest pan oskarżony, sam tego nie wiem. (…) I lepiej nie robić tyle hałasu z tą pańską niewinnością, bo to psuje niezłe wrażenie, jakie pan na ogół sprawia.” K. przepędza obserwujących przez okno całe zdarzenie sąsiadów. Nadzorca pozwala K. udać się do pracy. „Pan jest aresztowany – mówi – pewnie, ale nie powinno to panu przeszkadzać w wykonywaniu zawodu. I nie powinno to również wpłynąć na codzienny tryb pańskiego życia. Józef jest urzędnikiem bankowym. Powrót do domu „o wpół do 10 wieczór.” Rozmowa z p. Grubach, która pociesza K.: „...nie powinien się pan tym zbytnio przejmować. (…) Pan jest wprawdzie aresztowany, lecz nie tak, jak to bywa aresztowany złodziej. (…) Wydaje mi się, że jest to jakby coś uczonego (…), czego wprawdzie nie rozumiem, ale czego się też nie musi rozumieć.” P. Grubach skarży się na niemoralne prowadzenie się panny Buerstner, która wraca do domu b. późno. Józef broni młodej kobiety: „Dobra reputacja! - zawołał K. jeszcze przez szparę drzwi. - jeśli panie chce utrzymać dobra reputację pensjonatu, powinna pani mnie pierwszemu wypowiedzieć!” Powrót panny Buerstner do domu o pół do wieczorem. K. pragnie, by ta panna ze względu na swoje sądowe doświadczenie pomogła mu w procesie. Pytany o powód sprawy K., nie wie, co odp. Wywołuje to jej irytację. K. odtwarza jej scenę z porannego aresztowania. Podsłuchuje ich kapitan, siostrzeniec p. Grubach. Pocałunek z panną Buerstner na dobranoc.


Rozdział drugi


K. został telefonicznie powiadomiony, że najbliższej niedzieli ma odbyć się małe przesłuchanie w jego sprawie. (…) Wybrano niedzielę, jako dzień badań, aby K. nie doznał przeszkody w pracy zawodowej. (…) Podano mu nr domu, w którym miał się stawić – był to dom przy jakiejś odległej ulicy przedmieścia, na której K. nigdy jeszcze nie był.” W drodze do sądu K. spotyka kolegów z pracy. K. do sądu biegł „aby o ile możliwości zdążyć na dziewiątą, mimo że, go na żadną oznaczoną godzinę nie zamówiono.” Sąd na ul. Juliusza. W przestronnym budynku, olbrzymim gmachu K. szuka właściwego pokoju przesłuchań. „....prawie wszystkie drzwi stały otworem, a dzieci wbiegały i wybiegały tam i z powrotem. Były to zazwyczaj małe, jednookienne pokoje, w których zarazem gotowano. (…) We wszystkich pokojach stały łóżka jeszcze rozesłane, leżeli tam chorzy albo jeszcze śpiący, lub wreszcie ludzie, którzy położyli się w ubraniu.” K. trafił wreszcie do zatłoczonego pokoju o dwóch oknach, otoczonego „tuż pod sufitem galerią. Która również była szczelnie obsadzona i gdzie ludzie mogli stać tylko pochyleni, a głowami i plecami uderzali o sufit.” przed obliczem sędziego śledczego. Odbywa się przesłuchanie; żywa reakcja ludzi na galerii. K. oskarżycielem „...nie ma wątpliwości, że za wszystkimi funkcjami tego sądu, a więc w moim wypadku za aresztowaniem i dzisiejszym przesłuchaniem, stoi jakaś wielka organizacja. Organizacja, która zatrudnia nie tylko przekupionych strażników, ograniczonych nadzorców i sędziów śledczych, mających w najbliższym razie skromne wymagania lecz także utrzymuje biurokrację wysokiego i najwyższego stopnia, z nieodzownym i niezliczonym orszakiem sług; pisarzy, żandarmów i innych pełnomocników, może nawet katów, tak jest, nie cofam słowa. A cel tej wielkiej organizacji, panowie? Polega na tym, że aresztuje się niewinne osoby i wdraża się przeciw nim bezsensowne i jak w moim wypadku, bezskuteczne dochodzenia. Jak się mogłaby wobec bezmyślności tego wszystkiego nie istnieć najgorsza korupcja urzędników? To jest niemożliwe. Dlatego starają się strażnicy zedrzeć ubrania z ciała aresztowanego, dlatego zamiast przesłuchiwać niewinnych, znieważa się ich przed całym zebraniem.” Ludzie na galerii okazują się być urzędnikami sądu. „Wy, łajdacy – krzyczy K. - daruję wam wszystkie przesłuchania! - zawołał, otworzył drzwi i zbiegł pospiesznie ze schodów.”

Rozdział trzeci


K. czeka niecierpliwie na ponowne wezwanie do sądu. W następną niedzielę udaje się tam dobrowolnie. Tego dnia jednak są jest nieczynny. Rozmawia z praczką, która okazuje się żoną woźnego sądowego. Kobieta pokazuje K. książki sędziego śledczego. W jednej z nich są zdjęcia nagich kobiet. Żona woźnego próbuje uwieść K. i obiecuje mu pomoc w procesie. Student prawa, Bertold, siedzie w pokoju posiedzeń sądu. Kiwa palcem na kobietę, która opuszcza K. Student całuje ją w ciemnym kącie. Oburzony K. Obaj wypraszają siebie stąd. Kobieta wychodzi ze studentem rzekomo na wezwanie sędziego śledczego. Kancelaria sądowa na strychu. Woźny sądowy zwierza się K., że marzy o zabiciu studenta, który uwiódł mu żonę. Namawia do tego K. oskarżeni oczekują w korytarzu. K. mdleje w kancelarii sądu. Dziewczyna i informator sądowy odprowadzają go do wyjścia. Na świeżym powietrzu K. czuje się lepiej. „...zbiegł ze schodów tak świeży i tak długimi susami, że wprost przeraził się tej nagłej zmiany.”


Rozdział czwarty




K. poluje na pannę Buerstner, która go wyraźnie unika. Do jej pokoju wprowadza się panna Montag, Niemka, nauczycielka francuskiego. W pokoju Niemki mieszkać natomiast będzie kapitan, siostrzeniec p. Grubach. P. Montag oznajmiła K., że panna Buerstner i jej współlokatorka, nie widzi potrzeby rozmowy z nim. W jadalni, gdzie rozmawiają, pojawia się kapitan Lanz. K. sprawdza, czy panna Buerstner jest w swoim pokoju, który okazuje się pusty.


Rozdział piąty


Tajemnicze westchnienia i jęki za drzwiami rupieciarni w biurze K. K. znajduje tam znajomych żandarmów: Willema i Franciszka. „Panie! Mamy być wychłostani, ponieważ poskarżyłeś się na nas przed sędzią śledczym!” K. jest zawstydzony i czuje się winny „...nie poskarżyłem się – mówi K. - powiedziałem tylko, co się działo w moim mieszkaniu. A wasze zachowanie nie było przecież bez zarzutu.” „Gdybym był przeczuwał, że będą albo że tylko mogą być ukarani, nigdy bym nie wymienił ich nazwisk. Zupełnie nie uważałem ich bowiem za winnych, winna jest organizacja, winni są wysocy urzędnicy.” K. prosi kata z pejczem w ręku by darował im karę, próbuje go też przekupić, kat odmawia. K. rozważa żeby samemu się rozebrać i zaofiarować siepaczowi w zastępstwie za strażników. Powstrzymuje go przed tym jednak niewzruszona postawa kata. Krzyki bitych strażników. Następnego dnia ta sama scena w rupieciarni powtarza się.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz