Bloog ten ma na celu udostępnić streszczenia lektur przeze mnie przeczytanych (szczegółowe bądź zdawkowe) oraz moją własną ocenę co do wartości. "Jedni czynią swe dzieła farbą na płótnie, Inni się nad marmurem pocą okrutnie, Lub gdy żądza ich zbierze, Smarują na papierze, Aby krew swych męczarni Sprzedać w Księgarni! " K. Tetmajer
niedziela, 20 października 2013
Mam chorobliwie
stresujący okres w życiu. Nie mam czasu i siły przepisywać z notatek i wrzucać na bloga nowych streszczeń. Przede mną są zaczęte "Noce i dnie". Dość obszerna powieść, saga. Bądźcie cierpliwi.
niedziela, 13 października 2013
Eliza Orzeszkowa „Marta”
Eliza
Orzeszkowa „Marta”
powieść
Główna
boh, Marta Świcka, urodziła się w dworku szlacheckim, kilka mil od
Warszawy. Gdy Marta miała 16 lat umarła jej matka. Jan Świcki
pokochał czarnooką i czarnowłosą, młodą pannę. Kilka tyg przed
ślubem Marty zmarł jej ojciec. Marta wyszła za Jana Świckiego,
urzędnika; zajmował on wysokie stanowisko w jednym z biur
urzędowych w Warszawie. Mąż Marty zachorował i nic nie mogło
uratować go od śmierci. Marta miała z nim córkę – Jancię.
Marta była jedynaczką. Miała służącą Zosię. Wcześniej
mieszkała przy ul. Granicznej w Warszawie, później, po śmierci
męża, przeniosła się na ul. Piwną w Warszawie do facjaty
(mieszkania na poddaszu). Marta 5 lat żyła beztrosko z mężem, do
czasu jego śmierci. Po śmierci męża zaczęło brakować jej
pieniędzy na utrzymanie. Marta wybrała się do p. Ludwiki Żmińskiej
w sprawie posady jako nauczycielka. Po miesiącu starania się o
posadę nauczycielki dostaje tę posadę, uczy francuskiego. W
młodości liznęła trochę muzyki i języka, ale nie przykładała
do tego uwagi, uczyła się by coś umieć. Pracuje w domu przy ul.
Świętojarskiej, (Jancia ma wtedy 4 lata), u żony jednego z
głośnych literatów miejscowych, u Marii Rudzińskiej. Uczy tam 12
letnią Jadwisię. Wcześniej dziewczynkę francuskiego uczyła
cudzoziemka – p. Dupont. 26-letni Oleś, kuzyn p. Marii podkochiwał
się w Marcie. Marta za zarobione pieniądze kupowała sobie książki
do pod szlifowania francuskiego. Czuła jednak, że tej dziewczynki
ona nic nie nauczy. Zrzekła się swego stanowiska bez zapłaty za
odbyte lekcje, za miesiąc pracy z Jadwisią. Mąż p. Marii – Adam
Rudziński pracował w gazecie, był pisarzem, załatwił Marcie
pracę; miała ona rysować ilustracje do gazety, w której pracował.
Na początek dano jej do skopiowania rysunek. Kopia wypadła źle.
Maria chce by Marta pracowała w sklepie jej znajomej – Eweliny D.,
przy ul. Senatorskiej, tam, gdzie mieścił się sklep. Jednak
zajęcia tego jej odmówiono tłumacząc, że sprzedają tylko
mężczyźni, że robią to wyłącznie oni. Widząc stan Marty, jej
kłopoty z utrzymaniem, Maria daje jej jałmużnę – a mówiąc, że
to zapłata za lekcje francuskiego. Marta pieniędzy nie przyjmuje,
uważa, że jej córka niczego się od niej nie nauczyła; że
Jadwisia więcej wie od Marty. Marta w poszukiwaniu pracy idzie do
dawnego magazynu odzieżowego, do p. Bronisławy, zakładu, w którym
kiedyś kupowała sukienki. Chce być krawcową, ale bez skutku. Po
wyjściu stamtąd jej śladem podąża Klara, dziewczyna z zakładu
krawieckiego, która kiedyś szyła jej suknie. Klara namawia Martę
do pójścia do szwalni, do p. Szwejc. Tam pracuje się igłą i
nicią, to jest coś, co potrafi Marta. W zakładzie szyje się
wyłącznie maszynami, których nie umie obsługiwać Marta. Nauka
trwała by zbyt długo, zajmowała by tylko komuś miejsce, komuś,
kto to już potrafi, zmniejszałaby wydajność zakładu. Marta godzi
się na pracę 10 godz za 40 groszy w szwalni p. Szwejc. Pracując
tam wybiera się do znajomego księgarza, prosić go o pracę.
Opowiada mu swoją historię i po raz 1 płacze z tego powodu, z
losu, jaki ją spotkał. Ma ona czytać i tłumaczyć treść książek
przez siebie przeczytanych z francuskiego na polski. Pierwsza książka
jest nieźle przetłumaczona ale jest zamieszanie w stylu i wychodzi
słaba znajomość języka francuskiego. Dawno zniknęła duma Marty.
Księgarz Laurenty oraz Antoni gość siedzący w księgarni bardzo
źle ocenia tłumaczenie Marty. Antoni jest literatem więc zna się
na twórczości. Wyszedłszy stamtąd Marta mknie przed siebie do
przodu, pod wpływem zmęczenia pracą, upada na schodach
Świętokrzyskiego Kościoła. Chodnikiem Krakowskiego Przedmieścia
idzie Oleś Łącki z panią Julią, której opowiada o swojej bogini
spotkanej u kuzynki Marii Rudzińskiej. - opowiada o Marcie !!!
Poznaje ją na schodach kościoła. Julcia (właściwie Karolina) zna
od dzieciństwa Martę. Zaprasza Karolcia Martę do siebie. Idą tam
razem z Olesiem (Aleksandrem) Łąckim (panem stworzeń). Oleś
spotyka kiedyś Martę idącą do szwalni. Wzbudza to podejrzenia
właścicielki, gdyż Oleś był kiedyś zainteresowany jej córką.
Oleś odprowadza Martę jeszcze kilka razy do pracy. Szwejcowa
wnioskuje, że Marta i Oleś znają się dobrze i długo. Są też
ciągle obserwowani przez córkę Szwejcowej. Widziano ich kiedyś
razem z Karoliną. Marta składa wymówienie w pracy, w szwalni.
Idzie ponownie do księgarza; dostaje jałmużnę. Księgarz wysyła
ją z kartką do p. Rzętkowskich na ulicę Świętokrzyską.
Najpierw odprawiono ją z kwitkiem, potem zawołano i dano jej rubla
za fatygę, że przyszła do nich w tak zimny dzień. Odprawiono ją,
znowu jest bez pracy. Za pieniądze kupuje jedzenie i drewno.
Postanowiła przeprosić p. Szwejc – lecz ona odmawia jej pracy, ma
już nową robotnicę, dla Marty nie ma już miejsca. Marta idzie do
jubilera na Długą, by sprzedać swą ślubną obrączkę. Będąc
tam widzi młodych chłopców wyrabiających przedmioty jubilerskie.
Rysuje im na papierze wzór bransoletki, chcąc nająć się w tej
roli. Rysunek podoba się jubilerowi, on jednak nie przyjmuje jej do
pracy. Za obrączkę dostaje 3,5 rubla + 4 ruble za wzór
bransoletki. Jancia zachorowała. Marta idzie w nocy po lekarza dla
4 letniej córki. Jancia zachorowała na zapalenie kanału oddechowego
– bronchit. Lekarz widząc stan w jakim żyją, nie przyjmuje
zapłaty za wizytę. Choroba dziewczynki trwa długo. Marta wydała
wszystkie pieniądze na leki i drewno. Córka dalej choruje. Marta
musi kupić drogi i niezbędny lek dla córki, ale nie ma na niego
pieniędzy. Idzie po jałmużnę do p. Rudzińskiej. Ona jednak nie
może jej przyjąć i dać pieniędzy, bo ma w domu gości. Marta
idzie do księgarza, ale nie śmie wejść i prosić o jałmużnę w
takim wielkim natłoku kupujących. Żebrze więc na ulicy. Zaczepiła
2 kobiety, ale nie umiała poprosić o pieniądze. Starszy pan dał
jej 10 groszy. Weszła do sklepu; był tam sprzedawca i kupujący
w futrze, który zastanawiał się, co ma kupić. Marta weszła i
patrzyła na niego. Wysunęła rękę, chciała od niego pieniędzy
na lekarstwo dla córki. Odrzekł: „Moja pani! Czy nie wstydzisz
się żebrać? Jesteś młoda i zdrowa, możesz pracować!” Gdy
pan w futrze i sprzedawca oddalili się od lady, Marta wtedy ukradła
mu 3 ruble z portfela i uciekła ze sklepu. Wybiegli
za nią na dwór. Zaczęli krzyczeć: złodziejka. Rewirowcy z tłumem
pobiegli za kobietą uciekająca w stronę Nowego Światu. W pewnym
momencie uczuła, że nie może dalej biec, bo ludzie będący przed
nią, napierali na nią z przodu jak i z tyłu. Próbowała się
wymknąć tłumowi, który zacieśniał się wokół niej. Wybiegła
na ulicę. Później na tory. Podbiegł do niej policjant, złapał
za róg jej chustki. Puściła ją i cofnęła się. Jechał omnibus
– woźnica z końmi. Próbował hamować, ale było za późno.
Przejechał Marcie kołem po piersiach. Kobieta wydała z siebie
ostatnie tchnienie. Umarła patrząc na gwieździste niebo. „Leżała
na białej pościeli śniegu.” KONIEC
Marta
jest upomnieniem kobiet o godność kobiety, chciała pracy i głosu.
środa, 9 października 2013
Chwin "Hanemann"
Stefan Chwin –
Hanemann
* wielka wojna
* płot kolczasty
* Hanemann – Niemcy,
Hanower – jego ojczyzna
* Piotr C. - narrator
* Luiza Berger –
zmarła, tonąca
* ludzie z przeszłością
historyczną
* Stella – siostra
Luizy
* mowa o ulicy Curie –
Skłodowskiej.
Czternasty sierpnia
Mowa u ulicy Marii Curie – Skłodowskiej prowadzącej do Akademii
Medycznej. Jest 8 rano. O wydarzeniach opowiada p. Kohl – pracownik
budynku Anatomii oraz rodzina Steinów; Alfred Rotke – posługacz w
budynku Anatomii. p. Kohl widział, że można się znienabituić,
ale nie aż do tego stopnia. Kohl usłyszał wieści od Alfreda, gdy
spotkali się pod koniec września i Kaufmanna na Długim Pobrzeżu.
Gdyby to zdarzyło się studentowi czy asystentowi – Martinowi
Retzowi – to by zrozumiał, ale nie Hanemannowi!! Pracował tam od
lat, w szpitalu koło Moabitu, gdzie odbył praktykę u samego
Ansena. 14 nic się ciekawego nie zapowiadało. Studenci przybyli na
zajęcia, Hanemanna jeszcze nie było. Sala IX to jakaś operacyjna
była. Przed 3 ukazał się boh. Matka umarła asystentowi Martinowi
Retzowi. Mieszkał u Hildy Wirth, miał on w swoim pokoju gipsową
twarz. Parę min. po 3 zdjęto płótno z ciała kobiety' „podobna
była do tamtej”. Hanemann też to pojął, jak i asystent, jego
oczy straciły blask – bo to było ciało Nieznajomej z Sekwany.
Przyjechała karetka, policjanci zabrali ciało. Sanitarka zajeżdżała
kilka razy. Przy molo w Jelitkowie zatonął mały spacerowy statek
„Stern” o 9, 12 sierpienia 1912 roku, znaleziono w nim ciało
mężczyzny. Do tej sprawy przydzielono Hanemanna, robiono to już
nie raz. Czarny benz go zabrał wraz z asystentem Ritzem. Na
marmurowym stole w sali IX leżała Luiza Berger. Posługacz Rotke
był przy tym i studenci. Przerwał Hanemann oględziny. Ciało było
mokre. Retz rozciął jej ciało od mostka do pępka. Hanemann
wyszedł. Ale w chwili, gdy już, jak zwykle, na ciało założone
były klamry, miał coś Hanemann owi mówić, ale jego nie było już
w ogóle w budynku.
Okno
Po powrocie na ul. Grotgera spalił fotografie. Uratował kilka: np.
kobieta w stroju. W szufladzie miał: paszportową fotografię,
ptasie piórko, monetę i stalówkę. Spotkali się 3 dni temu, na
piętrze w Jelitkowie, na molo. Stała przy oknie, była inna niż
zwykle. Już kiedyś to zauważył. Przedwczoraj mieli wyjechać do
Królewca pociągiem, z przesiadką w Malborku. Ona chciała by
wyjechali w niedzielę. Otwierał ciało, by poznać to, co odgradza
ludzi od śmierci. Chciał ją zatrzymać ale nie padło to jedno
słowo. Przypomina sobie rozmowę z nią. Czekał na nią statek.
Chciała odwiedzić siostrę w Sopocie. Siostra czekała na nią w
Jelitkowie. Możliwe, że widziała jej zatonięcie. Chce dotrzeć do
kobiety i na ulicy Stefana Batorego jej wszystko powiedzieć. Chciał
powiedzieć tej, której już nie ma. Zawsze jej wszystko opowiadał
co się wydarzyło. Hanemann nie płakał, miał tylko ściśnięte
gardło. Poczuł, że wstrzymuje nim płacz.
Wyrzucony
Kilka dni później na Grotgera, zjawia się siostrzenica Hanemanna
– 17letnia Anna. Znaleziono obok zmarłej jakiegoś mężczyznę.
Hanemann nie może zapomnieć o nich (kobiecie i mężczyźnie).
Prosi, by wrócił do Instytutu. Nie chciał. Jego dom przynosi mu
dostateczne dochody. Anna mieszka z rodziną na Stefana Batorego.
Hanemann nie rzucił studiów – oni go wyrzucili, bo zbyt wiele
rzeczy mówił; gdzie z okazji urodzin rektora Akademii Medycznej –
prof. Hansa Ungera. Hanemann obracał się w wątpliwym towarzystwie.
Narrator rozmawia z Franzem Zimemannem o dalszych losach Hanemanna.
Bywał w domu na Długim Pobrzeżu, w którym bywali mało ciekawi
ludzie. Czerwcowego wieczoru widziano ich razem na tarasie –
Hanemann + Luiza w Jelitkowie.
Rzeczy
opowiadano o sprawie Hanemanna. Miasto się pakowało, brali tylko te
rzeczy, które można uchwycić w razie ucieczki. Flanele, płótno,
jedwab. Rosjanie zbliżają się do Sopotu. Mówią, że mają ruszyć
od morza, latają samoloty. Zima. Część ludzi uciekła, inni się
jeszcze pakują.
Trzciny
Ludzie kierują się w stronę Brzeźna i Nowego Portu. Hanemann też
idzie. Zima. Ludzie chcą dostać się do portu. Hanemann towarzyszy
rodzinie Walmannów: Matce + Alfonsowi, Ewie i Marii. Dostali się na
statek. Hanemann widzi napis „Stern”, to na statku o takiej
nazwie zginęła Luiza! Poszedł po neseser. Zostawił go na lądzie.
Wybuch. Holownik odpłynął. Rampa pustoszała z przyjazdem
holowników. A on wciąż tkwił na rampie. Około 10 znalazł go
porucznik Remitz. chciał zabrać się na holownik, statek, ale
został. Koło 11 czarne auto z wojskowymi numerami zabrało go na
Grottgera 17. Płonęło miasto. Rezmitz obiecał, że rano o 8 go
zabierze, ale tak się nie stało.
Kruche
Hanemann stoi u wybrzeża Nowego Portu pod drzewami czyjegoś domu.
Złodzieje okradają mieszkania. Jest na Alei Sprzymierzonych
zapałkami oświetla sobie drzwi. On wygląda ze swego okna. To Eriek
Schultz niszczy swój dobytek, by inni nie mogli z niego skorzystać
– te wschodnie bydło!!
Stella
Od
strony Wrzeszcza szli: Heinrich Mertenbach, August Walberg i Stella
Lipschultz, wszyscy w mundurach; uciekali z miasta. Niedaleko było
lotnisko, musieli je ominąć, bo mogły być na nie naloty. Chcą
iść do Jelitkowa na statek. Choć trzymali się torów znaleźli
się na Grottgera, gdzie mieszkał Hanemann. Z bezsennością szli.
Upadali w śnieg. Przy jednym takim upadku Heinrich zobaczył w oknie
Hanemanna. Widział w jego twarzy tyle bólu. Stella była
siostra Luizy Berger. Kierując
się w stronę Jelitkowa złapali samochód. Zajechali pod gasthaus w
Jelitkowie. Dotarli na molo. Kierują się teraz do Królewca. Stella
trzymała się balustrady. Biła kompanów, którzy chcieli wciągnąć
ją na pokład. Pchnęli ją. Spadła do ładowni na stertę słomy.
Skoczyli tam za nią. Dwa samoloty nadleciały od strony Brzeźna.
Spadło kilka bomb. Barką dotarli na statek „Friedrich Bernhoff”.
Słowo
Józef, ojciec, pokazuje dziecku morze, gdy matka jeszcze jest ciąży
z tym dzieckiem. Tym nienarodzonym dzieckiem jest narrator! Matka
zaprzecza, przecież morze jest koło Gdańska. Szli ulicą. Nadal
jest zima. . Szli do centrum miasta, wokoło porzucone domy – przez
tych, którzy odeszli, spłonęli i zatonęli. Wybierali sobie dom,
przyszłe miejsce jego narodzin. Jeden się im podobał, zamieszkali
przy lotnisku, przy Grottgera 17. Ktoś znajdował się na pietrze. W
oknie stał Hanemann – tak ujrzeli go po raz pierwszy. Ale nie był
tam sam, ktoś rozgniatał nogami muszle. Ojciec widział bladą
twarz Hanemanna, zaczął się bać. Wtedy obaj go zauwazyli
stojącego w drzwiach. Wyrzucił z siebie słowo: „Wlon!”, stał
trzymając pręt. Przy Hanemannie stało 2 jakichś mężczyzn, mieli
broń pod korzuchami. Byli oni wschodniej krwi, rodzina. „Won
stąd!” Powiedziano do niego, bo Hanemann to Szwab! Rodzice
opowiadają mu później to wszystko. Zamieszkali przy Grottgera 17.
Ojciec ich przepędził, a matki błogosławiony stan mógł
złagodzić ich serca. Dom był ich. Gdy do niego przyszli Hanemann
odezwał się po niemiecku. Dziwi to narratora. Tamci dwaj z bronią
– grabili domy.
Lawenda
Zamieszkali w kwaterze „E. A Walmann”. (E. – z tabliczki to
Elsa) W mieszkaniu znajdowały się niemieckie rzeczy, z takimi
napisami: Zucker, Salz. Matka układała swoje rzeczy. W szafie była
równo ułożona bielizna – pachniało lawendą. (Oni byli
Polakami).
Grottgera
17
Ojciec pracował w fabryce „Antracyt”; matka jako instruktorka w
szkole pielęgniarskiej. Zmieniano ulice na polskie nazwy. Akademia
Medyczna dalej prosperowała. Pani Stein nadal była w kraju. Spotkał
ją Hanemann – zdziwiła się, że jeszcze nie wyjechał. Nie wie,
kiedy to zrobi. Sprzedawała różne rzeczy – sztućce, zastawy. I
parę drobiazgów sprzedał Hanemann. We wrześniu, gdy na Grottgera
17 zapukana p. Ch,; przyszła, by jej syna Hanemann podciągnął z
niemieckiego – ma on teraz dawać korepetycje. W lipcu w tym celu
odwiedził go inżynier Wojdakowski. Nie odmawiał pomocy nikomu. Już
nie musiał Hanemann jeździć na Podwale Grodzkie, by coś sprzedać.
Czarne
świerki
Hanemann czasami porządkował swoje papiery, chwilami, gdy go to
nużyło wspominał, podpatrywał. W zarysie wspomina dawne miasta,
gdy nosiły niemieckie nazwy i ów statek z Luizą. Od czasu jej
śmierci żyje jakby nie żył.
Klinika
Lebensteinów
Jest połowa grudnia, Hanemann otrzymał list od asystenta Retza,
pisał z Hanoweru, że mieszka u krewnych w Bremie i chce rozpocząć
praktykę lekarską. Pisze jak opuścił miasto; towarzyszył pp.
Elsie i Alfredowi Walmannom z 2 córkami; ostrzelano ich statek. Retz
poszedł udzielać pomocy rannym, wybuchł pożar; Walmann „zepchnął”
córki – Marię i Ewę do łodzi ratunkowej, która się nie
wynurzyła! Matka – Elsie skoczyła za nimi! Jakiś marynarz
uderzył Alfreda w twarz wiosłem. Hanemanna zdziwiło wtedy to, że
na każdym statku ktoś o nim myślał. Czuł litość do nich. Koło
lutego odpisał Hanemann na ten list. Ktoś mu doniósł, że Martin
Retz zmarł w marcu na raka płuc w bremeńskiej klinice
Lebensteinów.
Wezwanie
Wezwanie
otrzymał Hanemann we środę; pojechał do Gdańska. Było to
przesłuchanie w sprawie listu z Danii od Retza. Przesłuchujący
dziwi się, czemu nie wyjechał. Hanemann nie ma żadnej rodziny –
jego siostra w styczeniu '45 zginęła pod Dirschau. Polaków
niepokoi, że tak dobrze mówi po polsku. Jego rodzina ze strony
matki pochodziła spod Posen. Przed wojną podczas studiów w
Berlinie i Gdańsku poznał kilku Polaków. Mówi też dobrze po
francusku. Ojciec pochodził z Alzacji. Hanemann wrócił do pracy do
Akademii Medycznej; ale to tylko plotki, on tam nie zamierza wracać.
Chciał się stopić z otoczeniem. Przestrzegają go przed pracą z
faszystowskimi agentami. Przesłuchującym był porucznik Karkosz.
Wezwanie było no ul Okopową. W rodzinie Hanemanna płynęła też
słowiańska krew.
Las
Gutenberga
Nauka niemieckiego. Andrzej Ch. Jest germanistą, którego po latach
spotkał na uniwersytecie w Bremie; przyniosła mu korzyść z nauki
niemieckiego. Las Gutenberga to szafa z książkami, gdzie wybierał
Hanemann tom, który sam czytał, i tłumaczył. Raz dał mu do
czytania „Listy Kleista”; czytał te miłosne listy inaczej niż
zwykle – z uczuciem. Raz odkrył on w jakiejś książce (uczeń)
zdjęcie Hanemanna z Luizą. Złagodniały rysy Hanemanna na widok
tej fotografii.
Listek
dębu
Do Hanemnanna przychodzi pewien nauczyciel gimnazjum polskim;
pracował jako nauczyciel niemieckiego w Liceum na Topolowej. Chodził
on do niego by przyswoić sobie poprawną wymowę. Ludzie cenili
sobie rozmowę w tym języku, zaś do „nowych Polaków” - tych,
co wrócili i tych ze Wschodu; odnosili się z uprzejmą
powściągliwością. Pan J. Ów nauczyciel opowiedział Hanemannowi
kiedyś pewną historię, która zdarzyła się perę dni po wybuchu
wojny, chyba na wschodzie; polski generał wydał rozkaz by mężczyźni
opuścili bombardowane miasto. Malarz (miał stopień oficerski
jeszcze z Petersburga) i dziewczyna pojechali pociągiem na Wschód.
Ale odprowadzono go z niczym. Zatrzymali się w małej wsi. Był
chory na nerki i wątrobę – zatruł się chciał z nią umrzeć.
18-tego postanowił, że dziś to zrobią. Udali się w stronę lasu,
pod wielki dąb. Chciał się modlić chłopak, ale przerwał. Chciał
wziąć z nią ślub. Miał 40 tabletek luminalu, rozpuścił w
wodzie, część dał jej do picia. Potem żyletkę, pokazał, gdzie
ma naciąć szyję; starał się przeciąć żyły na ręce. Szło
opornie. Zaczął więc w łokciu ciąć. Działo się to między 12
– 14.00 DZIEŃ WCZEŚNIEJ ROSJANIE WESZLI DO POLSKI. Obudził się
na ziemi: kobieta leżała przy nim. Przeciął sobie tętnicę. Ona
ledwo wstała. Chciała go pochować. Wygrzebała jamkę. Pan J. Zna
historię tej pary. Myślę, że nigdy nie wiemy, co jest w nas
zaprawdę. „Nie zasypiaj przede mną, nie zostawiaj mnie samego”
- mówił ten malarz. To zdanie głównie zapamiętał Hanemann.
Rozmawiają potem o książkach. (scena śmierci jak u Gombrowicza
chyba z „Pożegnanie jesieni”)
Zaszewki,
jedwab, perłowe guziki
Pan
J. I Hanemann znali się jeszcze z czasów Wolnego Miasta Gdańsk.
Pan J był również na pomoście w Nowym Porcie. Jechał tam z jakąś
nauczycielką z Krakowa. Ona z kolei była w towarzystwie jakiejś
młodej, pięknej kobiety. „Stern” był już przy
pomoście. Oni w ostatniej chwili z niego wysiedli. Ale ta młoda
dama – LUIZA – została. O tym, co się stało później pan J.
Dowiedział się od Stelli - „Stern” otarł się o okuty miedzią
poler prawą burtą. Stella całą tragedię widziała. Dziób się
uniósł, Luiza upadła, turlała się po pokładzie. 14 sierpnia
dziób zapadł się pod wodę. Kadłub się rozpadł. O pomocy nie
było mowy. Pan J. Dowiedział
się o tym 20\21 sierpnia. Tamta nauczycielka uratowała ich od
utonięcia, bo nie mogła patrzeć na tę wodę.
Arystokracje
i upadki
Wspomina rzeczy drogocenne i drobiazgi z domu Bierensteinów. Stella
już nie żyje. Statek, którym płynęła zatonął koło Bornholmu,
było to zimą.
Hanka
W ich domu znalazła się Ukrainka – Hanka. Piotr – narrator.
Hanka pilnowała porządku w domu, gotowała. Kiedyś powiedział p.
Wierzbołowski, że Hanka przyjechała transportem z Przemyśla, że
przeszła straszne rzeczy. Piotr próbował dociec prawdy. Daremnie.
Hanka miała małą walizkę, ale dodatkowo zabezpieczoną kłódką.
14/15 czerwca. Raz wrócił wcześniej do domu ze szkoły; Hanka
płakała, potem była nieobecna. A pewnego dnia nie wpuszczono go do
domu, Hanka chciała się zabić. Hanemann wyczuł zapach, leżała
na podłodze, syczał czajnik.
Boże
Ciało
Hanemann wspomina, anatomia w Akademii. To, że się tam dostał nie
było przypadkiem. Kilku Hanemnannów zasłynęło z badania
ludzkiego ciała, ale ku medycynie pociągnęła go lektura ksiąg
zakazanych – stare traktaty anatomiczne, które znalazł w
bibliotece ojca. Po okres praktyki u prof. Ansena nie chodził do
kościoła, nie mógł znieść widoku nagiego Chrystusa.
Powrót
Mama przyprowadziła Hankę, Ukrainkę do ich domu. Chce wyjechać.
Ojciec wspomniał by pożegnała się z Hanemannem. Umalowała się i
przebrała – i taka do niego przyszła! Krzyczała na niego
Szwabie, była zła, że ją uratował!! Stał w drzwiach.
Niedoczekanie!
Hanka została z nimi. Po tym incydencie z próbą samobójczą
przetrzymali ją. Doprowadziła się do ładu. Niedoczekanie!
Powiedziała głośno w swoim pokoju. Była inna wobec Hanemanna.
Odcień
Rozmyśla o tym dniu z Hanką, gdy przyszła do niego taka
wymalowana! Zaczęły śnić mu się kobiety. Jego ciało zaczęło
żyć. Hanka mocno przykuwała jego uwagę. Mieszają mu się obrazy
Luizy z Hanką. Jest czuły; pełna gama uczuć się w nim odzywa.
Puste
łóżko
Znaleźli chłopca w piwnicy uczelni. Prawdopodobnie to jego
zobaczyła później Hanka, gdy towarzyszył jakiemuś pieśniarzowi.
Poszła na peron. Chłopiec zarabiał pokazując coś, a ludzie
zgadywali. Pewnego dnia znowu go spotkała. Przyprowadziła go do ich
domu, spał obok Piotra, na sąsiednim łóżku. Chłopiec był
niemową. Umyli go.
Palce
Chłopiec czytał z ruchu warg. Hanemann znał język migowy!! Hanka
miała udać się po pomoc do niego. Hanemann nauczył się go w
Akademii. Adam – niemowa i Hanka znaleźli się w pokoju Hanemanna.
Czasami, gdy go Adam przedrzeźniał, czochrał mu za to włosy, w
taki sam sposób robiła to Hanka Piotrowi! Hanka polubiła
Hanemanna.
Brzytwa
tamtego
Pan
Jan kilka razy powracał do historii malarza, ale czuć było, że
się w pewnym stopniu z nim identyfikuje. Pan Jan niedawno
wrócił z pogrzebu dawnego przyjaciela i przywiózł kilka
drobiazgów: były to fotografie. Na jednej z nich była twarz owego
malarza z jego opowieści – tego, który z dziewczyną chciał
(jemu się udało) popełnić samobójstwo. Znaleziono ją w lesie.
On ją uśpił, by mógł siebie zabić. Trafia do obozu. Gdy wyszła
nie miała dokąd wrócić. Uważała się za żonę malarza, choć
żyła jego prawdziwa żona!!
Bielidło
i purpura
Koniec września. Ksiądz Roman mówił do wiernych o gniewie Pana.
Adam nigdy nie ruszał Hanemanna i Hanki.
Zbocze
Obudziły go rozmowy w kuchni. Adam spał. W kuchni jest pan J.
Pisano coś we wczorajszej „Trybunie” o Hanemannie. Chodzi o
zwnowienie procesu w sprawie kontaktów z Werwolfem i zachodnią
strefą wśród tych, którzy zostali w mieście. Ojciec – Józef –
tłumaczy mu, że to sprawa partyjna – rzecz poważna. Podpowiadają
mu żeby uciekał, ale on nie chce. Chcą zabrać chłopca Hance.
Mają coś na Hankę, może „hak” z Tarnowa albo z partyzantki?
Pójdzie ona do ośrodka w Szczecinie. Poszła Hanka do kuchni. Potem
przybiega do pokoju chłopców, tuli Adama. Pan J wychodzi. W kuchni
zastanawiają się co dalej zrobić. Hanka ma wyjechać z Adamem.
Chłopiec się ubiera. Mama każe Piotrowi się także ubierać.
Hanemann opuszcza również dom. Wyjeżdżają pociągiem we trójkę.
Piotr odprowadził ich na pociąg.
Szron
Mama Piotra przeżyła powstanie. Jadą tramwajem. Jest październik.
Czekał na list od Adama. Napisał mu karteczkę z adresem Grottgera
17/1 Listy nie nadchodziły.
KONIEC
wtorek, 8 października 2013
Wkrótce "załaduję" całe
Wkrótce "załaduję" całe streszczenie Chwina "Hanemann". Sporo tego, ale chcę, żeby było pod jednym wpisem. Mam nadzieję, że blog nie pęknie.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Subskrybuj:
Posty (Atom)