niedziela, 20 października 2013

Mam chorobliwie

stresujący okres w życiu. Nie mam czasu i siły przepisywać z notatek i wrzucać na bloga nowych streszczeń. Przede mną są zaczęte "Noce i dnie". Dość obszerna powieść, saga. Bądźcie cierpliwi.

niedziela, 13 października 2013

Eliza Orzeszkowa „Marta”

Eliza Orzeszkowa „Marta”

powieść

Główna boh, Marta Świcka, urodziła się w dworku szlacheckim, kilka mil od Warszawy. Gdy Marta miała 16 lat umarła jej matka. Jan Świcki pokochał czarnooką i czarnowłosą, młodą pannę. Kilka tyg przed ślubem Marty zmarł jej ojciec. Marta wyszła za Jana Świckiego, urzędnika; zajmował on wysokie stanowisko w jednym z biur urzędowych w Warszawie. Mąż Marty zachorował i nic nie mogło uratować go od śmierci. Marta miała z nim córkę – Jancię. Marta była jedynaczką. Miała służącą Zosię. Wcześniej mieszkała przy ul. Granicznej w Warszawie, później, po śmierci męża, przeniosła się na ul. Piwną w Warszawie do facjaty (mieszkania na poddaszu). Marta 5 lat żyła beztrosko z mężem, do czasu jego śmierci. Po śmierci męża zaczęło brakować jej pieniędzy na utrzymanie. Marta wybrała się do p. Ludwiki Żmińskiej w sprawie posady jako nauczycielka. Po miesiącu starania się o posadę nauczycielki dostaje tę posadę, uczy francuskiego. W młodości liznęła trochę muzyki i języka, ale nie przykładała do tego uwagi, uczyła się by coś umieć. Pracuje w domu przy ul. Świętojarskiej, (Jancia ma wtedy 4 lata), u żony jednego z głośnych literatów miejscowych, u Marii Rudzińskiej. Uczy tam 12 letnią Jadwisię. Wcześniej dziewczynkę francuskiego uczyła cudzoziemka – p. Dupont. 26-letni Oleś, kuzyn p. Marii podkochiwał się w Marcie. Marta za zarobione pieniądze kupowała sobie książki do pod szlifowania francuskiego. Czuła jednak, że tej dziewczynki ona nic nie nauczy. Zrzekła się swego stanowiska bez zapłaty za odbyte lekcje, za miesiąc pracy z Jadwisią. Mąż p. Marii – Adam Rudziński pracował w gazecie, był pisarzem, załatwił Marcie pracę; miała ona rysować ilustracje do gazety, w której pracował. Na początek dano jej do skopiowania rysunek. Kopia wypadła źle. Maria chce by Marta pracowała w sklepie jej znajomej – Eweliny D., przy ul. Senatorskiej, tam, gdzie mieścił się sklep. Jednak zajęcia tego jej odmówiono tłumacząc, że sprzedają tylko mężczyźni, że robią to wyłącznie oni. Widząc stan Marty, jej kłopoty z utrzymaniem, Maria daje jej jałmużnę – a mówiąc, że to zapłata za lekcje francuskiego. Marta pieniędzy nie przyjmuje, uważa, że jej córka niczego się od niej nie nauczyła; że Jadwisia więcej wie od Marty. Marta w poszukiwaniu pracy idzie do dawnego magazynu odzieżowego, do p. Bronisławy, zakładu, w którym kiedyś kupowała sukienki. Chce być krawcową, ale bez skutku. Po wyjściu stamtąd jej śladem podąża Klara, dziewczyna z zakładu krawieckiego, która kiedyś szyła jej suknie. Klara namawia Martę do pójścia do szwalni, do p. Szwejc. Tam pracuje się igłą i nicią, to jest coś, co potrafi Marta. W zakładzie szyje się wyłącznie maszynami, których nie umie obsługiwać Marta. Nauka trwała by zbyt długo, zajmowała by tylko komuś miejsce, komuś, kto to już potrafi, zmniejszałaby wydajność zakładu. Marta godzi się na pracę 10 godz za 40 groszy w szwalni p. Szwejc. Pracując tam wybiera się do znajomego księgarza, prosić go o pracę. Opowiada mu swoją historię i po raz 1 płacze z tego powodu, z losu, jaki ją spotkał. Ma ona czytać i tłumaczyć treść książek przez siebie przeczytanych z francuskiego na polski. Pierwsza książka jest nieźle przetłumaczona ale jest zamieszanie w stylu i wychodzi słaba znajomość języka francuskiego. Dawno zniknęła duma Marty. Księgarz Laurenty oraz Antoni gość siedzący w księgarni bardzo źle ocenia tłumaczenie Marty. Antoni jest literatem więc zna się na twórczości. Wyszedłszy stamtąd Marta mknie przed siebie do przodu, pod wpływem zmęczenia pracą, upada na schodach Świętokrzyskiego Kościoła. Chodnikiem Krakowskiego Przedmieścia idzie Oleś Łącki z panią Julią, której opowiada o swojej bogini spotkanej u kuzynki Marii Rudzińskiej. - opowiada o Marcie !!! Poznaje ją na schodach kościoła. Julcia (właściwie Karolina) zna od dzieciństwa Martę. Zaprasza Karolcia Martę do siebie. Idą tam razem z Olesiem (Aleksandrem) Łąckim (panem stworzeń). Oleś spotyka kiedyś Martę idącą do szwalni. Wzbudza to podejrzenia właścicielki, gdyż Oleś był kiedyś zainteresowany jej córką. Oleś odprowadza Martę jeszcze kilka razy do pracy. Szwejcowa wnioskuje, że Marta i Oleś znają się dobrze i długo. Są też ciągle obserwowani przez córkę Szwejcowej. Widziano ich kiedyś razem z Karoliną. Marta składa wymówienie w pracy, w szwalni. Idzie ponownie do księgarza; dostaje jałmużnę. Księgarz wysyła ją z kartką do p. Rzętkowskich na ulicę Świętokrzyską. Najpierw odprawiono ją z kwitkiem, potem zawołano i dano jej rubla za fatygę, że przyszła do nich w tak zimny dzień. Odprawiono ją, znowu jest bez pracy. Za pieniądze kupuje jedzenie i drewno. Postanowiła przeprosić p. Szwejc – lecz ona odmawia jej pracy, ma już nową robotnicę, dla Marty nie ma już miejsca. Marta idzie do jubilera na Długą, by sprzedać swą ślubną obrączkę. Będąc tam widzi młodych chłopców wyrabiających przedmioty jubilerskie. Rysuje im na papierze wzór bransoletki, chcąc nająć się w tej roli. Rysunek podoba się jubilerowi, on jednak nie przyjmuje jej do pracy. Za obrączkę dostaje 3,5 rubla + 4 ruble za wzór bransoletki. Jancia zachorowała. Marta idzie w nocy po lekarza dla 4 letniej córki. Jancia zachorowała na zapalenie kanału oddechowego – bronchit. Lekarz widząc stan w jakim żyją, nie przyjmuje zapłaty za wizytę. Choroba dziewczynki trwa długo. Marta wydała wszystkie pieniądze na leki i drewno. Córka dalej choruje. Marta musi kupić drogi i niezbędny lek dla córki, ale nie ma na niego pieniędzy. Idzie po jałmużnę do p. Rudzińskiej. Ona jednak nie może jej przyjąć i dać pieniędzy, bo ma w domu gości. Marta idzie do księgarza, ale nie śmie wejść i prosić o jałmużnę w takim wielkim natłoku kupujących. Żebrze więc na ulicy. Zaczepiła 2 kobiety, ale nie umiała poprosić o pieniądze. Starszy pan dał jej 10 groszy. Weszła do sklepu; był tam sprzedawca i kupujący w futrze, który zastanawiał się, co ma kupić. Marta weszła i patrzyła na niego. Wysunęła rękę, chciała od niego pieniędzy na lekarstwo dla córki. Odrzekł: „Moja pani! Czy nie wstydzisz się żebrać? Jesteś młoda i zdrowa, możesz pracować!” Gdy pan w futrze i sprzedawca oddalili się od lady, Marta wtedy ukradła mu 3 ruble z portfela i uciekła ze sklepu. Wybiegli za nią na dwór. Zaczęli krzyczeć: złodziejka. Rewirowcy z tłumem pobiegli za kobietą uciekająca w stronę Nowego Światu. W pewnym momencie uczuła, że nie może dalej biec, bo ludzie będący przed nią, napierali na nią z przodu jak i z tyłu. Próbowała się wymknąć tłumowi, który zacieśniał się wokół niej. Wybiegła na ulicę. Później na tory. Podbiegł do niej policjant, złapał za róg jej chustki. Puściła ją i cofnęła się. Jechał omnibus – woźnica z końmi. Próbował hamować, ale było za późno. Przejechał Marcie kołem po piersiach. Kobieta wydała z siebie ostatnie tchnienie. Umarła patrząc na gwieździste niebo. „Leżała na białej pościeli śniegu.” KONIEC

Marta jest upomnieniem kobiet o godność kobiety, chciała pracy i głosu. 

środa, 9 października 2013

Chwin "Hanemann"

Stefan Chwin – Hanemann

* wielka wojna
* płot kolczasty
* Hanemann – Niemcy, Hanower – jego ojczyzna
* Piotr C. - narrator
* Luiza Berger – zmarła, tonąca
* ludzie z przeszłością historyczną
* Stella – siostra Luizy
* mowa o ulicy Curie – Skłodowskiej.

Czternasty sierpnia

Mowa u ulicy Marii Curie – Skłodowskiej prowadzącej do Akademii Medycznej. Jest 8 rano. O wydarzeniach opowiada p. Kohl – pracownik budynku Anatomii oraz rodzina Steinów; Alfred Rotke – posługacz w budynku Anatomii. p. Kohl widział, że można się znienabituić, ale nie aż do tego stopnia. Kohl usłyszał wieści od Alfreda, gdy spotkali się pod koniec września i Kaufmanna na Długim Pobrzeżu. Gdyby to zdarzyło się studentowi czy asystentowi – Martinowi Retzowi – to by zrozumiał, ale nie Hanemannowi!! Pracował tam od lat, w szpitalu koło Moabitu, gdzie odbył praktykę u samego Ansena. 14 nic się ciekawego nie zapowiadało. Studenci przybyli na zajęcia, Hanemanna jeszcze nie było. Sala IX to jakaś operacyjna była. Przed 3 ukazał się boh. Matka umarła asystentowi Martinowi Retzowi. Mieszkał u Hildy Wirth, miał on w swoim pokoju gipsową twarz. Parę min. po 3 zdjęto płótno z ciała kobiety' „podobna była do tamtej”. Hanemann też to pojął, jak i asystent, jego oczy straciły blask – bo to było ciało Nieznajomej z Sekwany. Przyjechała karetka, policjanci zabrali ciało. Sanitarka zajeżdżała kilka razy. Przy molo w Jelitkowie zatonął mały spacerowy statek „Stern” o 9, 12 sierpienia 1912 roku, znaleziono w nim ciało mężczyzny. Do tej sprawy przydzielono Hanemanna, robiono to już nie raz. Czarny benz go zabrał wraz z asystentem Ritzem. Na marmurowym stole w sali IX leżała Luiza Berger. Posługacz Rotke był przy tym i studenci. Przerwał Hanemann oględziny. Ciało było mokre. Retz rozciął jej ciało od mostka do pępka. Hanemann wyszedł. Ale w chwili, gdy już, jak zwykle, na ciało założone były klamry, miał coś Hanemann owi mówić, ale jego nie było już w ogóle w budynku.

Okno

Po powrocie na ul. Grotgera spalił fotografie. Uratował kilka: np. kobieta w stroju. W szufladzie miał: paszportową fotografię, ptasie piórko, monetę i stalówkę. Spotkali się 3 dni temu, na piętrze w Jelitkowie, na molo. Stała przy oknie, była inna niż zwykle. Już kiedyś to zauważył. Przedwczoraj mieli wyjechać do Królewca pociągiem, z przesiadką w Malborku. Ona chciała by wyjechali w niedzielę. Otwierał ciało, by poznać to, co odgradza ludzi od śmierci. Chciał ją zatrzymać ale nie padło to jedno słowo. Przypomina sobie rozmowę z nią. Czekał na nią statek. Chciała odwiedzić siostrę w Sopocie. Siostra czekała na nią w Jelitkowie. Możliwe, że widziała jej zatonięcie. Chce dotrzeć do kobiety i na ulicy Stefana Batorego jej wszystko powiedzieć. Chciał powiedzieć tej, której już nie ma. Zawsze jej wszystko opowiadał co się wydarzyło. Hanemann nie płakał, miał tylko ściśnięte gardło. Poczuł, że wstrzymuje nim płacz.


Wyrzucony

Kilka dni później na Grotgera, zjawia się siostrzenica Hanemanna – 17letnia Anna. Znaleziono obok zmarłej jakiegoś mężczyznę. Hanemann nie może zapomnieć o nich (kobiecie i mężczyźnie). Prosi, by wrócił do Instytutu. Nie chciał. Jego dom przynosi mu dostateczne dochody. Anna mieszka z rodziną na Stefana Batorego. Hanemann nie rzucił studiów – oni go wyrzucili, bo zbyt wiele rzeczy mówił; gdzie z okazji urodzin rektora Akademii Medycznej – prof. Hansa Ungera. Hanemann obracał się w wątpliwym towarzystwie. Narrator rozmawia z Franzem Zimemannem o dalszych losach Hanemanna. Bywał w domu na Długim Pobrzeżu, w którym bywali mało ciekawi ludzie. Czerwcowego wieczoru widziano ich razem na tarasie – Hanemann + Luiza w Jelitkowie.

Rzeczy

opowiadano o sprawie Hanemanna. Miasto się pakowało, brali tylko te rzeczy, które można uchwycić w razie ucieczki. Flanele, płótno, jedwab. Rosjanie zbliżają się do Sopotu. Mówią, że mają ruszyć od morza, latają samoloty. Zima. Część ludzi uciekła, inni się jeszcze pakują.

Trzciny

Ludzie kierują się w stronę Brzeźna i Nowego Portu. Hanemann też idzie. Zima. Ludzie chcą dostać się do portu. Hanemann towarzyszy rodzinie Walmannów: Matce + Alfonsowi, Ewie i Marii. Dostali się na statek. Hanemann widzi napis „Stern”, to na statku o takiej nazwie zginęła Luiza! Poszedł po neseser. Zostawił go na lądzie. Wybuch. Holownik odpłynął. Rampa pustoszała z przyjazdem holowników. A on wciąż tkwił na rampie. Około 10 znalazł go porucznik Remitz. chciał zabrać się na holownik, statek, ale został. Koło 11 czarne auto z wojskowymi numerami zabrało go na Grottgera 17. Płonęło miasto. Rezmitz obiecał, że rano o 8 go zabierze, ale tak się nie stało.

Kruche

Hanemann stoi u wybrzeża Nowego Portu pod drzewami czyjegoś domu. Złodzieje okradają mieszkania. Jest na Alei Sprzymierzonych zapałkami oświetla sobie drzwi. On wygląda ze swego okna. To Eriek Schultz niszczy swój dobytek, by inni nie mogli z niego skorzystać – te wschodnie bydło!!

Stella

Od strony Wrzeszcza szli: Heinrich Mertenbach, August Walberg i Stella Lipschultz, wszyscy w mundurach; uciekali z miasta. Niedaleko było lotnisko, musieli je ominąć, bo mogły być na nie naloty. Chcą iść do Jelitkowa na statek. Choć trzymali się torów znaleźli się na Grottgera, gdzie mieszkał Hanemann. Z bezsennością szli. Upadali w śnieg. Przy jednym takim upadku Heinrich zobaczył w oknie Hanemanna. Widział w jego twarzy tyle bólu. Stella była siostra Luizy Berger. Kierując się w stronę Jelitkowa złapali samochód. Zajechali pod gasthaus w Jelitkowie. Dotarli na molo. Kierują się teraz do Królewca. Stella trzymała się balustrady. Biła kompanów, którzy chcieli wciągnąć ją na pokład. Pchnęli ją. Spadła do ładowni na stertę słomy. Skoczyli tam za nią. Dwa samoloty nadleciały od strony Brzeźna. Spadło kilka bomb. Barką dotarli na statek „Friedrich Bernhoff”.

Słowo

Józef, ojciec, pokazuje dziecku morze, gdy matka jeszcze jest ciąży z tym dzieckiem. Tym nienarodzonym dzieckiem jest narrator! Matka zaprzecza, przecież morze jest koło Gdańska. Szli ulicą. Nadal jest zima. . Szli do centrum miasta, wokoło porzucone domy – przez tych, którzy odeszli, spłonęli i zatonęli. Wybierali sobie dom, przyszłe miejsce jego narodzin. Jeden się im podobał, zamieszkali przy lotnisku, przy Grottgera 17. Ktoś znajdował się na pietrze. W oknie stał Hanemann – tak ujrzeli go po raz pierwszy. Ale nie był tam sam, ktoś rozgniatał nogami muszle. Ojciec widział bladą twarz Hanemanna, zaczął się bać. Wtedy obaj go zauwazyli stojącego w drzwiach. Wyrzucił z siebie słowo: „Wlon!”, stał trzymając pręt. Przy Hanemannie stało 2 jakichś mężczyzn, mieli broń pod korzuchami. Byli oni wschodniej krwi, rodzina. „Won stąd!” Powiedziano do niego, bo Hanemann to Szwab! Rodzice opowiadają mu później to wszystko. Zamieszkali przy Grottgera 17. Ojciec ich przepędził, a matki błogosławiony stan mógł złagodzić ich serca. Dom był ich. Gdy do niego przyszli Hanemann odezwał się po niemiecku. Dziwi to narratora. Tamci dwaj z bronią – grabili domy.

Lawenda

Zamieszkali w kwaterze „E. A Walmann”. (E. – z tabliczki to Elsa) W mieszkaniu znajdowały się niemieckie rzeczy, z takimi napisami: Zucker, Salz. Matka układała swoje rzeczy. W szafie była równo ułożona bielizna – pachniało lawendą. (Oni byli Polakami).

Grottgera 17

Ojciec pracował w fabryce „Antracyt”; matka jako instruktorka w szkole pielęgniarskiej. Zmieniano ulice na polskie nazwy. Akademia Medyczna dalej prosperowała. Pani Stein nadal była w kraju. Spotkał ją Hanemann – zdziwiła się, że jeszcze nie wyjechał. Nie wie, kiedy to zrobi. Sprzedawała różne rzeczy – sztućce, zastawy. I parę drobiazgów sprzedał Hanemann. We wrześniu, gdy na Grottgera 17 zapukana p. Ch,; przyszła, by jej syna Hanemann podciągnął z niemieckiego – ma on teraz dawać korepetycje. W lipcu w tym celu odwiedził go inżynier Wojdakowski. Nie odmawiał pomocy nikomu. Już nie musiał Hanemann jeździć na Podwale Grodzkie, by coś sprzedać.

Czarne świerki

Hanemann czasami porządkował swoje papiery, chwilami, gdy go to nużyło wspominał, podpatrywał. W zarysie wspomina dawne miasta, gdy nosiły niemieckie nazwy i ów statek z Luizą. Od czasu jej śmierci żyje jakby nie żył.

Klinika Lebensteinów

Jest połowa grudnia, Hanemann otrzymał list od asystenta Retza, pisał z Hanoweru, że mieszka u krewnych w Bremie i chce rozpocząć praktykę lekarską. Pisze jak opuścił miasto; towarzyszył pp. Elsie i Alfredowi Walmannom z 2 córkami; ostrzelano ich statek. Retz poszedł udzielać pomocy rannym, wybuchł pożar; Walmann „zepchnął” córki – Marię i Ewę do łodzi ratunkowej, która się nie wynurzyła! Matka – Elsie skoczyła za nimi! Jakiś marynarz uderzył Alfreda w twarz wiosłem. Hanemanna zdziwiło wtedy to, że na każdym statku ktoś o nim myślał. Czuł litość do nich. Koło lutego odpisał Hanemann na ten list. Ktoś mu doniósł, że Martin Retz zmarł w marcu na raka płuc w bremeńskiej klinice Lebensteinów.

Wezwanie

Wezwanie otrzymał Hanemann we środę; pojechał do Gdańska. Było to przesłuchanie w sprawie listu z Danii od Retza. Przesłuchujący dziwi się, czemu nie wyjechał. Hanemann nie ma żadnej rodziny – jego siostra w styczeniu '45 zginęła pod Dirschau. Polaków niepokoi, że tak dobrze mówi po polsku. Jego rodzina ze strony matki pochodziła spod Posen. Przed wojną podczas studiów w Berlinie i Gdańsku poznał kilku Polaków. Mówi też dobrze po francusku. Ojciec pochodził z Alzacji. Hanemann wrócił do pracy do Akademii Medycznej; ale to tylko plotki, on tam nie zamierza wracać. Chciał się stopić z otoczeniem. Przestrzegają go przed pracą z faszystowskimi agentami. Przesłuchującym był porucznik Karkosz. Wezwanie było no ul Okopową. W rodzinie Hanemanna płynęła też słowiańska krew.

Las Gutenberga

Nauka niemieckiego. Andrzej Ch. Jest germanistą, którego po latach spotkał na uniwersytecie w Bremie; przyniosła mu korzyść z nauki niemieckiego. Las Gutenberga to szafa z książkami, gdzie wybierał Hanemann tom, który sam czytał, i tłumaczył. Raz dał mu do czytania „Listy Kleista”; czytał te miłosne listy inaczej niż zwykle – z uczuciem. Raz odkrył on w jakiejś książce (uczeń) zdjęcie Hanemanna z Luizą. Złagodniały rysy Hanemanna na widok tej fotografii.

Listek dębu

Do Hanemnanna przychodzi pewien nauczyciel gimnazjum polskim; pracował jako nauczyciel niemieckiego w Liceum na Topolowej. Chodził on do niego by przyswoić sobie poprawną wymowę. Ludzie cenili sobie rozmowę w tym języku, zaś do „nowych Polaków” - tych, co wrócili i tych ze Wschodu; odnosili się z uprzejmą powściągliwością. Pan J. Ów nauczyciel opowiedział Hanemannowi kiedyś pewną historię, która zdarzyła się perę dni po wybuchu wojny, chyba na wschodzie; polski generał wydał rozkaz by mężczyźni opuścili bombardowane miasto. Malarz (miał stopień oficerski jeszcze z Petersburga) i dziewczyna pojechali pociągiem na Wschód. Ale odprowadzono go z niczym. Zatrzymali się w małej wsi. Był chory na nerki i wątrobę – zatruł się chciał z nią umrzeć. 18-tego postanowił, że dziś to zrobią. Udali się w stronę lasu, pod wielki dąb. Chciał się modlić chłopak, ale przerwał. Chciał wziąć z nią ślub. Miał 40 tabletek luminalu, rozpuścił w wodzie, część dał jej do picia. Potem żyletkę, pokazał, gdzie ma naciąć szyję; starał się przeciąć żyły na ręce. Szło opornie. Zaczął więc w łokciu ciąć. Działo się to między 12 – 14.00 DZIEŃ WCZEŚNIEJ ROSJANIE WESZLI DO POLSKI. Obudził się na ziemi: kobieta leżała przy nim. Przeciął sobie tętnicę. Ona ledwo wstała. Chciała go pochować. Wygrzebała jamkę. Pan J. Zna historię tej pary. Myślę, że nigdy nie wiemy, co jest w nas zaprawdę. „Nie zasypiaj przede mną, nie zostawiaj mnie samego” - mówił ten malarz. To zdanie głównie zapamiętał Hanemann. Rozmawiają potem o książkach. (scena śmierci jak u Gombrowicza chyba z „Pożegnanie jesieni”)

Zaszewki, jedwab, perłowe guziki

Pan J. I Hanemann znali się jeszcze z czasów Wolnego Miasta Gdańsk. Pan J był również na pomoście w Nowym Porcie. Jechał tam z jakąś nauczycielką z Krakowa. Ona z kolei była w towarzystwie jakiejś młodej, pięknej kobiety. „Stern” był już przy pomoście. Oni w ostatniej chwili z niego wysiedli. Ale ta młoda dama – LUIZA – została. O tym, co się stało później pan J. Dowiedział się od Stelli - „Stern” otarł się o okuty miedzią poler prawą burtą. Stella całą tragedię widziała. Dziób się uniósł, Luiza upadła, turlała się po pokładzie. 14 sierpnia dziób zapadł się pod wodę. Kadłub się rozpadł. O pomocy nie było mowy. Pan J. Dowiedział się o tym 20\21 sierpnia. Tamta nauczycielka uratowała ich od utonięcia, bo nie mogła patrzeć na tę wodę.

Arystokracje i upadki

Wspomina rzeczy drogocenne i drobiazgi z domu Bierensteinów. Stella już nie żyje. Statek, którym płynęła zatonął koło Bornholmu, było to zimą.

Hanka

W ich domu znalazła się Ukrainka – Hanka. Piotr – narrator. Hanka pilnowała porządku w domu, gotowała. Kiedyś powiedział p. Wierzbołowski, że Hanka przyjechała transportem z Przemyśla, że przeszła straszne rzeczy. Piotr próbował dociec prawdy. Daremnie. Hanka miała małą walizkę, ale dodatkowo zabezpieczoną kłódką. 14/15 czerwca. Raz wrócił wcześniej do domu ze szkoły; Hanka płakała, potem była nieobecna. A pewnego dnia nie wpuszczono go do domu, Hanka chciała się zabić. Hanemann wyczuł zapach, leżała na podłodze, syczał czajnik.

Boże Ciało

Hanemann wspomina, anatomia w Akademii. To, że się tam dostał nie było przypadkiem. Kilku Hanemnannów zasłynęło z badania ludzkiego ciała, ale ku medycynie pociągnęła go lektura ksiąg zakazanych – stare traktaty anatomiczne, które znalazł w bibliotece ojca. Po okres praktyki u prof. Ansena nie chodził do kościoła, nie mógł znieść widoku nagiego Chrystusa.

Powrót

Mama przyprowadziła Hankę, Ukrainkę do ich domu. Chce wyjechać. Ojciec wspomniał by pożegnała się z Hanemannem. Umalowała się i przebrała – i taka do niego przyszła! Krzyczała na niego Szwabie, była zła, że ją uratował!! Stał w drzwiach.

Niedoczekanie!

Hanka została z nimi. Po tym incydencie z próbą samobójczą przetrzymali ją. Doprowadziła się do ładu. Niedoczekanie! Powiedziała głośno w swoim pokoju. Była inna wobec Hanemanna.

Odcień

Rozmyśla o tym dniu z Hanką, gdy przyszła do niego taka wymalowana! Zaczęły śnić mu się kobiety. Jego ciało zaczęło żyć. Hanka mocno przykuwała jego uwagę. Mieszają mu się obrazy Luizy z Hanką. Jest czuły; pełna gama uczuć się w nim odzywa.

Puste łóżko

Znaleźli chłopca w piwnicy uczelni. Prawdopodobnie to jego zobaczyła później Hanka, gdy towarzyszył jakiemuś pieśniarzowi. Poszła na peron. Chłopiec zarabiał pokazując coś, a ludzie zgadywali. Pewnego dnia znowu go spotkała. Przyprowadziła go do ich domu, spał obok Piotra, na sąsiednim łóżku. Chłopiec był niemową. Umyli go.

Palce

Chłopiec czytał z ruchu warg. Hanemann znał język migowy!! Hanka miała udać się po pomoc do niego. Hanemann nauczył się go w Akademii. Adam – niemowa i Hanka znaleźli się w pokoju Hanemanna. Czasami, gdy go Adam przedrzeźniał, czochrał mu za to włosy, w taki sam sposób robiła to Hanka Piotrowi! Hanka polubiła Hanemanna.


Brzytwa tamtego

Pan Jan kilka razy powracał do historii malarza, ale czuć było, że się w pewnym stopniu z nim identyfikuje. Pan Jan niedawno wrócił z pogrzebu dawnego przyjaciela i przywiózł kilka drobiazgów: były to fotografie. Na jednej z nich była twarz owego malarza z jego opowieści – tego, który z dziewczyną chciał (jemu się udało) popełnić samobójstwo. Znaleziono ją w lesie. On ją uśpił, by mógł siebie zabić. Trafia do obozu. Gdy wyszła nie miała dokąd wrócić. Uważała się za żonę malarza, choć żyła jego prawdziwa żona!!

Bielidło i purpura

Koniec września. Ksiądz Roman mówił do wiernych o gniewie Pana. Adam nigdy nie ruszał Hanemanna i Hanki.

Zbocze

Obudziły go rozmowy w kuchni. Adam spał. W kuchni jest pan J. Pisano coś we wczorajszej „Trybunie” o Hanemannie. Chodzi o zwnowienie procesu w sprawie kontaktów z Werwolfem i zachodnią strefą wśród tych, którzy zostali w mieście. Ojciec – Józef – tłumaczy mu, że to sprawa partyjna – rzecz poważna. Podpowiadają mu żeby uciekał, ale on nie chce. Chcą zabrać chłopca Hance. Mają coś na Hankę, może „hak” z Tarnowa albo z partyzantki? Pójdzie ona do ośrodka w Szczecinie. Poszła Hanka do kuchni. Potem przybiega do pokoju chłopców, tuli Adama. Pan J wychodzi. W kuchni zastanawiają się co dalej zrobić. Hanka ma wyjechać z Adamem. Chłopiec się ubiera. Mama każe Piotrowi się także ubierać. Hanemann opuszcza również dom. Wyjeżdżają pociągiem we trójkę. Piotr odprowadził ich na pociąg.

Szron

Mama Piotra przeżyła powstanie. Jadą tramwajem. Jest październik. Czekał na list od Adama. Napisał mu karteczkę z adresem Grottgera 17/1 Listy nie nadchodziły.


 KONIEC

wtorek, 8 października 2013

Wkrótce "załaduję" całe

Wkrótce "załaduję" całe streszczenie Chwina "Hanemann". Sporo tego, ale chcę, żeby było pod jednym wpisem. Mam nadzieję, że blog nie pęknie.

Pozdrawiam